MARTYNA
Mój Sylwester zaliczam do udanych, mimo kilku "ale". Szczerze powiedziawszy przeżyłam dwa Sylwestry, które do tej pory przebijają wszystkie poprzednie. Był śmiech, szaleństwo, łzy, a nawet romanse.
Organizowany był na świeżo wybudowanej hacjendzie naszego dobrego kolegi, tak więc może i wystrój był dość surowy, ale dyskotekowa kula i balony wyczarowały fajny nastrój.
Każdy miał przygotować coś od siebie.
Wraz z koleżanką przygotowałyśmy sałatkę z goudą i grzankami, jako świetny dodatek do dań głównych z... grilla! Tak! Niech mi ktoś powie, kto miał jeszcze grilla w Sylwestra? :)
Szaszłyczki, piersi z kurczaka i karkówka smakowały niesamowicie po pół roku przerwy w grillowaniu.
Największymi hitami z przystawek okazały się ciastka francuskie z mozzarellą i pomidorem.
Oprócz słodyczy, na stole pojawił się również oczekiwany przeze mnie przez wiele lat blok czekoladowy w wykonaniu gospodarza imprezy. Misia, to smakowało jak czekolada od Gila! :)
Rewelacja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz